Pogoda przeszła samą siebie. Dawno takiego ciepła nie było na zewnątrz. Zebraliśmy się o 10:00 ale i tak przyjechała tylko czwórka. Zabrakło min Gustavsona von Antybioteksona a dojechał za to z dalekich kresów zachodnich Utruck. Najpierw na dziadowa działkę na Próbę gdzie poopierdzielaliśmy się z 1,5h.
Poźniej plan był taki żeby wrócić do Sieradza przez Chojne ale Utruckowi i Putiemu coś nie bardzo się chciało pedalić więc pojechaliśmy przez Okręglice do Sieradza.
Takie tam żwirowe ze Skerem. Nadal nie podoba mi się wygląd lampki ale gdy robi się ciemno i ją zapalam zapominam o wyglądzie i rozkoszuje się jasnością :) Jutro ma być 13*, słaby wiaterek i słoneczko :D
Zamontowałem i z takim ciasnym kokpitem ruszyłem w ciemność:
HL-EL320 wyróżnia się na tle pozostałych tym, że jak podaje producent ma najaśniejszy strumień światła. 1000 kandeli które oferuje to dużo więcej od pozostałych dysponujących wartościami rzędu 80-180 kandeli. W praktyce wygląda to tak, że faktycznie punkt który rzuca jest bardzo daleko widoczny ale jego rozmiar jest tak mały, że podczas jazdy na rowerze średnio się przydaje. Jest fajna jeśli chcemy sobie poświecić w lesie po drzewach albo w mieście po budynkach w nieoświetlonych ulicach:
HL-EL135 i HL-EL410 świecą bardzo podobnie. Ich strumień światła jest słabszy ale bardziej rozproszony niż w HL-EL320. Poza tym świecą bardziej na niebiesko niż na biało. HL-EL410 jest sporo droższa od HL-EL135 a to gł. dlatego, że jest wodoodporna do 50 m czego jednak nie sprawdzałem :) Ma za to niezbyt przemyślany uchwyt (gumowy pasek) przez który trudno jest zacisnąć sztywno lampkę na kierownicy. Natomiast pozostałe modele mają taki sam standardowy uchwyt Cat Eye który jest po prostu rewelacyjny. Pasuje do kierownic o różnej średnicy, jest bardzo prosty i sądzę, że będzie niezawodny. HL-EL135 mimo, że najtańsza w teście to jest najdokładniej wykonana i ma zdecydowanie najdłuższy czas świecenia.
Najlepiej w tym zestawieniu wypadła HL-EL220. Oświetla bardzo dużą powierzchnie przed rowerem o bardzo dobrej jasności (większej niż HL-EL135 i HL-EL410). Jedyne jej minusy to to że jest spora, dość ciężka i nie każdemu musi się podobać :)
Czego by na kierownice nie założyć to i tak największy efekt jest jak się włączy wszystkie :)
Wzdłuż rzecznie przez Chojne i Bogumiłów, razem ze Skerem który od ponad miesiąca chomikuje swoje hample gdzieś na półce zamiast przykręcać je do roweru. Moja super lampka coraz częściej zaczyna przerywać :/ Chyba będzie trzeba pomyśleć o jakimś kocim oczku.
Zubilewicz mówił, że będzie padać a ICM, że będzie sucho i... oczywiście ICM miał racje :) Pogoda miodzio bo z bardzo słabym wiatrem ale i tak profilaktycznie postanowiłem jechać na zachód żeby do domu mieć łatwiej. Najpierw do Charłupii Wielkiej, potem do Rakowic.
Dalej jadąc z Rakowic w kierunku zachodnim napotkałem stary budynek. Cały czas zastanawiam a się do czego mógł służyć dlatego, że stoi w środku pola w odległości ok. 1 km od centrum wsi. Kiedyś miał trzy kondygnacje a teraz ktoś go wypatroszył i stoi tak samotnie. Miałem ochotę tam zostać dłużej bo to świetna miejscówka na zdjęcia ale jednocześnie chciałem dokręcić trochę kilometrów a czas naglił więc pojechałem dalej. Potem do Kobierzycka i przez Kościerzyn do domu.
Dzisiejszą wycieczkę sponsorowały konstrukcje budowlane i Coheed And Cambria :)
"... uuu gorąco, panie władzo gorąco..." Dziś bardzo wiosennie i nawet trochę nowymi drogami. Najfajniejszy odcinek z Rakowic do Zapusty: asfalt - wąski asfalt - polna droga - błoto - mokra łąka - rów z wodą :)
Pierwsze jazdy po małym serwisie rowerka. Niestety na razie tylko po szosie ponieważ nowy łańcuch kręci się po starej zębatce korby i w terenie może czasem niemiło zaskoczyć :) Nowe: - łańcuch kmc - kaseta shimano - kółeczka przerzutki - hak - serwis widelca
Widelec działa mięciutko i płynnie. Biegi wchodzą super. Do pełni szczęścia brakuje tylko wiosny albo chociaż słabszego wiatru niż dziś. Jazdy po polu dziś nie było ale na asfalcie rower nie chciał stać :)
BikeOrient Prolog 2008 czyli pierwsza solydna jazda rowerowa w nowym roku. Szczegółowy opis jest już u Tomasza więc będzie szybko. Spotkaliśmy się w Warcie tak żeby było w miarę po drodze do Łodzi ale jednak musieliśmy się wrócić do Sieradza po wspomniane już przez Tomasza buty (nie wiem czyje ale zabrać trzeba było :) Dalej pognaliśmy do Baru pod Złotym Leszczem..tfu pod Modrzewiem, gdzie była baza rajdu. Start odbył się o 11:00. Pierwsze punkty poszły bardzo łatwo. Małe problemy były ze znalezieniem pkt. 4 podpisanego jako wyspa. Z drogi wyglądał mniej więcej tak:
Pkt. 2 nazwać można punktem płaczu :) Najpierw chwile szukaliśmy go w lesie (to był chyba najbardziej skryty punkt).
Po odnalezieniu i ruszeniu dalej okazało się, że Tomasz ma kapcia. Przez chwile pomyślałem sobie "uff dobrze, że to nie u mnie, nienawidzę zmieniać dętki w takim syfie" po czym przystąpiłem ochoczo do pomocy Tomaszowi:
Jednak po wymianie i przejechaniu kilkudziesięciu metrów los nie oszczędził również mnie:
Dalej fajny był pkt. 1 na którym trzeba było policzyć wszystkie snopki słomy:
Później to już tylko jechaliśmy i jechaliśmy a rower z każdym km stawał się coraz cięższy i cięższy. Na ostatnich podjazdach przed metą musiałem ostro walczyć z sobą żeby nie zsiąść z roweru. Wziąłem za mało żarcia i trochę się wypompowałem. Ostatecznie zaliczyliśmy wszystkie punkty ale nie zmieściliśmy się w limicie czasu. Przyjechaliśmy na metę około 35 min po czasie. Wyników jeszcze nie było jak odjeżdżaliśmy ale na pewno wkrótce pojawią się na stronie BikeOrientu
Chyba nie będę oryginalny jeśli napiszę, że jeżdżę bo lubię. Rower XC jest moim drugim rowerem na którym uskuteczniam wycieczki najczęściej po regionie. Pozostałą cześć czasu przeznaczonego na rowerowanie spędzam na rowerze dual/fr na którym jeżdżę głównie w górach.